odpowiedziano — poszedł daléj i wszedł do przedpokoju, gdzie w jednym kącie, łojówka ognisty knot zwiesiła, a w drugim, kozak drzymał przy piecu; ledwie ten wyszedł oznajmić jego wizytę, Karol czekający z futrem powiedział, że pani tu niema, że została na wieczór u Atanazyi, i że tu odwiózł tylko panią Gołębiowską. Cofnąć się nie wypadało, rad nie rad zatém, wejść musiał. Przywitany piskliwém szczekaniem trzech bonońskich mucyków, oganiając kupeluszem łydki w prawo, w lewo, przez dwa ciemne pokoje, mógł się nareszcie dowiedzieć w trzecim o szanowném zdrowiu gospodyni.
Na miękkiéj kanapie, obłożona poduszkami, siedziała pani Magduszewska; lampa z umbrelą skąpe rzucała światło na rozłożone karty, z których kanonik Pękalski, przyjaciel domu, ciągnąc głośno z miseczki resztę wystudzonéj kawy, głębokie wywodził kombinacye. Pani Gołębiowska opowiadała onegdajszą komedyę; szczęściem, że już tylko akt czwarty Astolf zastał; wysłuchawszy go więc cierpliwie i odbywszy pańszczyznianą wizyt rozmowę, chce odejść; ale napróżno rozmaite i nagłe wymyśla interesa, musi nakoniec uledz uporczywym prośbom trzech osób i jako czwarty siąść do wista po dwa dudki wiedeńską walutą.
I nie dość, że siedzi jak na szpilkach, nie mogąc zapomnieć w jakiem towarzystwie Amalja — jeszcze los, który go od kilku tygodni w karty ciągle prześladował, teraz, w tak lichą grę, nad miarę okazuje się szczodrym; za każdém daniem, honory, lewy znaczy, chociaż mu kanonik przewraca i tasuje karty. Wygrywa robra, kanonik mało lampy nie
Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom XII.djvu/225
Ta strona została skorygowana.