„Panie Telembecki, proszę cię zobacz, czy Bartłomiej nie pijany, a potem dopilnujesz, aby po nas przyjechał o trzeciéj; spodziewam się, że bal dłużéj trwać nie będzie — Amaljo! mówił daléj Astolf wszedłszy do jéj pokoju, i przybliżając się, zegarek w ręku, do oświeconéj gotowalni — ... Jeszcze tego brakowało, przerwała w pół ubrana, aby kto stał nad głową!... prawdziwie do płaczu przychodzi... i te kokardy! prędzéj, Piotrosiu... mój Astolfie, potrzymaj trochę świecę... wyżéj!“ — Podniósł świecę w górę i postrzegł skrawek wstążki przyczepiony do jasnych włosów pierścieni, które z pod girlandy granatów obficie na skronie spadały. — „Malciu, tu jest coś niepotrzebnego na lokach — to zdejm.“ — Wyciągnął więc palce, trzęsącą zbliżył rękę, znając aż nadto ogrom odpowiedzialności, którą w ten moment brał na siebie, i... wszystkiemi palcami, jak trójzębem Neptuna, wjechał aż pod samą girlandę.. — Cóż się to stało? — Piotrosia