Ta strona została skorygowana.
Cztery konie w poręcz, długiem staniem zniecierpliwione, ruszyły z miejsca jak wichrem pędzone. „Trzymaj! krzyczy Emil — Trzymaj! krzyczy Astolf — ale zwoszczyk podpity nie wstrzymał aż na piekarskich budkach, gdzie wśród rozbitych daszków, stołów i stołków, splątane konie stanąć musiały. Dziękuję, dziękuję, rzekł Astolf, wyskoczył z pojazdu, i na schodach swoich spotkał jeszcze Alfreda, który był tak grzeczny, że Amalję aż na górę odprowadził. „Dobranoc Astolfie, pamiętaj o piątku; o dziesiątéj u nas zjeżdżają się wszyscy; potem szlichtada do Winnik, tam śniadanie... etc. Adieu! Adieu!“