Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/100

Ta strona została przepisana.
LV.

Ach, spać i marzyć! Chwila upragniona,
Gdy w życia czczości sen boski zamieni
Swój cudny przysmak w złoty deszcz promieni,
Świeży jak rosa, syn nieba, jak ona,
Ptaszynka nocy, co w locie natchniona
Nurza swe skrzydła w żywych gwiazd bezdeni.

LVI.

Gdybyż na zawsze usnąć można było!
Gdybyż lunatyk wśród sennéj pogoni
Nie tłukł o kamień rozpalonéj skroni,
Pchnięty natury bezlitosną siłą!...
Gdybyż miéć pancerz, co zawsze obroni!
Gdybyż się miłość jak głód nasyciło!

LVII.

Czyż Manon Lescaut zaraz w pierwszéj scenie
Nie jest tak ludzką, tak istotnie żywą,
Jak gdyby była postacią prawdziwą?
Czyż Heloizy nie mamy téż w cenie,
Chociaż to tylko zwyczajne zmyślenie?
Oj wy, fantaści! drwicie, jako żywo!

LVIII.

Czemu rzucacie widma oświetlone
Na czarną nocy bezsennych zasłonę?
Wszak w przebudzeniu trza rozbrat wziąć z niemi.
Żądza się czuje przybitą do ziemi,
Jak ranny orzeł, co oczy zamglone
Zwraca do słońca z skrzydły otwartemi.