Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/104

Ta strona została przepisana.

I trawiąc winko, co przedtém wychlapie,
Kurczy się w słońcu i jak kantor sapie?
Wszystko mu w środek kurczy się w téj pozie.
Czyż nie jest bażant ten w apoteozie?

LXXI.

Gdy, czytelniku, zwiedzisz świętą ziemię,
Patrzaj pod nogi: Ujrzysz rój palaczy,
Każdy z nich stary i każdy z nich drzemie;
Tam, gdzie hebrajskie chowało się plemię.
Cóż żyć i skonać bez skargi im znaczy?
Rzekłbyś — to bogi, a to ród żebraczy.

LXXII.

Mówią, lecz rzadko, zazwyczaj w skupieniu
Leżą półnadzy, z głową na kamieniu,
Nie mając grosza, nie myśląc, że głodni.
Zbudzisz ich, nazwą cię psem w oburzeniu;
Zdepcesz ich, chętnie dopuszczą do zbrodni.
Nie gardź-że nimi, bo ciebie są godni.

LXXIII.

Jest to zasadą mahometanizmu
Obdarzać szczęściem bezmyślne istoty.
Czemuż tak nie jest w prawach chrystyanizmu?
Znam niejednego, co wart takiéj psoty,
Umarłby pewnie szczęśliwy z głupoty.
Ach, otóż nowy lapsus barbaryzmu!

LXXIV.

Mahometaństwo drażni moje nerwy.
Trzać było słownik do ręki wziąć pierwéj.