Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/136

Ta strona została przepisana.

Zakopana w twych myślach szalałam po nocy!
Byłam młodą naówczas i Nimfą. Dryady
Brzóz korę, by mnie ujrzeć, zlekka uchylały,
A łzy, któreś ty ronił wśród spacerów, blady,
Czyste, jak szczere złoto, ciekły w wód kryształy.
Cóżeś zrobił, najdroższy, z twéj młodości dniami?
Kto mi z drzewa zachwytów zerwał owoc biały?
Niestety! Swych policzków porwałeś kwiatami
Boginię, co w swém sercu moc i zdrowie trzyma.
Twarz ci zbladła, boś płakał tęsknemi oczyma;
Tak, jak piękność twa znikła, tak stracisz i siły.
A ja, cobym kochała cię wiecznie, mój miły,
Gdy zagładzą twój geniusz zgniewani bogowie,
Cóż mi, gdy spadnę z nieba, kochanek mój powie?


POETA.

Skoro śpiewać i skakać ptaszek leśny może,
Choć z gniazda mu jajeczka psotnik wybrał skrycie,
Skoro kwiat polny, ranne powitawszy zorze,
Razem z nocą upada, chyląc się w pokorze,
Gdy na trawce kwiat nowy rozpoczyna życie;
Skoro wśród lasów głębi, pod dachem zieleni,
Umarłe drzewa trzeszczą, łamią się z korzeni;
Gdy natura potężna nie władna nic wstrzymać,
Coby trwało, a ludzie wiecznie są zmuszeni
Biedź naprzód i w tym biegu wiecznie zapominać;

Skoro się wszystko, nawet skała na proch ściera,
Skoro, by odżyć jutro, dziś wszystko umiera;
Skoro za mierzwę służą zabójstwo lub wojna,
Skoro ponad grobami z pośród traw wyziera
I ta, co chleb nam daje, trawa kłosem strojna;

O Muzo, cóż mnie życie albo śmierć obchodzi?
Kocham i chcę wyblednieć; kocham — chcę cierpienia.