Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/40

Ta strona została przepisana.

Gdzież on? Ileż to spojrzeń, pod wpływem uroku,
Jak spojrzenia królowéj, szukało jéj wzroku!
Iluż dumnych czcicieli byłoby na niebie!
Gdzież on więc? Biedne dziewczę, czém on porwał ciebie?
Był to młodzian, o twardém, surowém spojrzeniu.
Choć widział, że doń zmierza, nie szukał jéj wcale,
I pomimo zachwytu w całém zgromadzeniu,
Nic nie mówił i ku niéj nie śpieszył w zapale.
Stał sam jeden na stronie, dziwnie uśmiechnięty;
Pod długim jasnym włosem miał rysy niewieście,
A śledzącym go, jakby chciał mówić: — „natręty!
Nikt wam wierzyć nie będzie, choć paple jesteście!”
Wszyscy godzą się w zdaniu, że ma strój Anglika,
Jest z Oxfordu, dodają. Zrodzony w niedoli,
Zamieszkuje pod dachem ojca nieboszczyka
I zdradza krew szlachetną, gościnności gwoli;
Ma na imię Tyburcyusz.
Mówią, że od losu
Dostał w darze niezwykłą słodycz, dźwięczność głosu,
Zwłaszcza zaś jego śpiewów czyste, miękkie tony
Miewały dla słuchaczy wdzięk niewysłowiony.
Lecz, wbrew prośbom, od śmierci starego rodzica,
Przestał śpiewać, uparcie obstając przy swojem.

Gdzie ją poznał? I jakaż dziwna tajemnica
Każe jéj nań kierować oczy z niepokojem?
Z jakich wspomnień się rodzi to porozumienie?
Jeżeli znał ją dawniej, zkądże to milczenie?
Jeżeli zaś jéj nie znał, zkąd to pomieszanie?
Któż wie! Lecz oka z okiem wypadło spotkanie;
Dziewczyna drgnęła nagle, a w zmysłów rozterce,
Jego oko, jak strzała, przeszyło jéj serce.
Był to tylko błysk jeden. Skra niedostrzegalna
Spadła z duszy — jedynie dla Boga widzialna.