Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/41

Ta strona została przepisana.

Wtedy, spuszczając głowę, poszedł, i z podnietą
Zapytał: „czy mnie kochasz? czy kochasz, Żorżetto?”






II.

Podczas gdy tarcza słońca zniża się na niebie,
Tyburcyusz przed swym domem zda się chwili czeka,
Rychłoli wielką gwiazdę Ocean pogrzebie.
Ostatni jasny promień dnia, który ucieka,
Łamiąc się w szybach okien z wysiłkiem niemocy,
Jeszcze zdala przebija mroczną ciemnię nocy.

Dwóch mistrzów-niszczycieli zagładę dziś szerzy
W opuszczoném schronieniu biednego studenta:
Czas i niedola. — W starym przybytku szermierzy,
Tak ongi hałaśliwym, dziś — cisza zaklęta!
Na długich korytarzach, gubiących się z mroku,
Gdzie echa smutnie wtórzą byle odgłos kroku,
Snuły się kiedyś służby nieprzebrane chmary
i brzmiały przy kieliszku wesołe fanfary.

Lampa, płonąca w dali, słabém światłem zdradza,
Że ledwie zamieszkano w cząstce to siedlisko.
Tak się potęga rodów do szczętu zagładza:
Tu samotność, tu w pustce biedy legowisko!
Tyburcyusz wybrał miejsce, które wyobraża
Ciężką, starą pracownię — tuż loch, turma pewnie,
Lub może obracany był na modlitewnię,
Grób bowiem jest najbliższą drogą do ołtarza.

Tam to w starym fotelu szlachetnéj rodziny,
Gdzie się dzieci modliły, gdzie starcy konali,