Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/42

Ta strona została przepisana.

Tam to kiedyś klękały niewinne dziewczyny,
Goniąc okiem sztandary, niknące w oddali.
A późniéj, o téj porze, kiedy kogut pieje,
Przygarbiony alchemik do samego rana,
Błagając nieprzebranych skarbów u szatana,
Zacienione tarł czoło, by zdobyć nadzieję.
Filozof! Puste mrzonki w swoich myślach kleci.
Dzisiaj potężna wiedza, stawiając swe nogi
Na zakurzonych śladach zatartéj już drogi,
Szydzi z tych czczych wyników zamierzchłych stuleci.

Nad łóżkiem wisi obraz o ponuréj treści,
Gdzie Rafael przedstawia rodzinę w żałobie,
Kiedy Boga człowieka z krzyża kładą w grobie.
Matka chce w dłoniach ukryć twarz pełną boleści,
Ramiona jéj stężały; by wzmocnić jéj duszę,
Górki szepcą modlitwę, niestety, bezsilną!
Rany serca! Jak gorzkie sprawiacie katusze!
Śpieszno nam się narodzić, lecz zginąć nie pilno!

Tu Gericault i jego jaskrawe utwory;
A któż może zapomnieć Judytę fałszywą,
I w ręku téj zdradzieckiéj kochanki półżywą
Głowę, którą, konając, uwiecznił Allori?

A daléj światło lampy, płonącéj bez życia,
Na tle tych smutnych murów dobywa z ukrycia
Jakiś marmur zniszczony. Twórco nowéj ery!
Twéj pamięci, rycerzu, nic zgładzić nie zdoła.
Waterloo na téj ziemi, zachwyt budząc szczery,
Z najciemniejszych zakątków twój obraz wywoła.
Zrodzona w samotności, miła bogom, sztuka,
Króluje w tych sklepieniach, a tuż przy niéj praca
Od pocałunków ciszy ulg dla cierpień szuka;
I ty, ty nadewszystko, do któréj się zwraca