Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/51

Ta strona została przepisana.
V.

— „Co tobie? Na twém czole smutek, o mój panie!...
Jakiż powód strapienia? Zkąd to zaniedbanie?
Dzisiaj rano się nawet nie modlił dobrodziéj...
Co ci jest? Ach, gdy cierpisz, i ja tracę zdrowie...
Mów, drogi przyjacielu...”
— Nic — starzec odpowie. —
Gdzież to jest twoja córka? Zbyt późno wychodzi.

— „Ach Boże! Wszak Żorżetta kocha cię, mój miły,
I ją także twe smutki, jak mnie, przeraziły.
Ona płacze. O Smolen! I co to być może,
Iż tak nagle téj nocy opuściłeś łoże?
— Cicho! — mówiłeś — a ja pomyślałam przecie,
Że dziś wszystko dokoła śnieg pokrył na świecie!
Niestety! Czyliż próżne méj przyjaźni słowa?
Toż z twych lat sześćdziesięciu łączy nas połowa!”

— Jam chory, żono, tylko, nic więcéj! —
„Tyś chory?
Jakto? Smolen choruje, i wśród takiéj pory,
Kiedy się w koło sroży śnieżna zawierucha,
Z łysą głową, sam jeden po nocy wychodzi,
I szepce tylko do mnie: ciszéj! — tak jak złodziéj,
Party ku swym zamiarom siłą złego ducha?
Tak, tyś chory, to pewna, lecz twoją niemocą
Serce jest tylko, mężu, serce cierpi w tobie.
Dokąd chcesz iść? O panie! Miecza żądasz? Po co?
Czyż rodzinę swą pragniesz pogrążyć w żałobie?
Pomyśl o nas! Litości! Ja się ciebie boję!...”

— Nic, nic! — Rzekł starzec. — Ale... gdzie jest dziecko moje!