Na te szczęścia, te dobra, których się pożąda,
Twe oko nieraz z smutnym uśmiechem spogląda.
I cóź morze z swą ciszą i nawałnicami,
Cóż te światy bez końca, krążące nad nami,
Cóż czas, życie dla serca, w które miłość wierzy?
O córo namiętności, o ty snów macierzy!
Twa dziatwa na twe czoło zlewa kwiatów wonie,
Twa matka cię z westchnieniem usypia na łonie.
W téj godzinie nadziei, trwogi, tajemnicy,
W któréj z ptasząt świergotem nocne giną mroki,
Tyburcyusz do śródmiejskiéj dotarł już dzielnicy,
I pod swój dach ubogi skierowywa kroki.
Wszystko na białych błoniach milczy dookoła,
Wszystko, nawet wspomnienia serce nie wywoła.
Tak dla człowieka nieraz, a i dla przyrody,
Życie miewa dnie słońca, szczęścia i pogody.
To cisza, wypoczynek, zachwyt bez wyrazu,
To czas-pielgrzym, którego niewidzialną dłonią
Rok za rokiem, powoli, ku wieczności gonią,
Siadł w zadumie na garbie przydrożnego głazu.
O! natura to ogień. Z niéj ten żar wybucha,
Który w dłoni pieszczonéj zostawia kochanek,
Usta nim palą usta, a duch głębię ducha.
W obec twych żądz, o Nocy, ten cudny Poranek
Winienby zwinąć skrzydła i zniknąć na wieki.
Pocóż się budzić, skoro zdala od jasności?
Gdy cię sióstr nieśmiertelnych nęci blask daleki,
Zamykasz piękne oczy w objęciach miłości?
Co robisz, młode dziewczę, w téj trwożliwéj porze?
Czy wznosisz blade czoło ku drzemiącéj fali,
By gonić ślad kochanka, co znika w oddali?
Lecz, Żorżetto, te lądy pokryło już morze;
Piana tych wód obszernych zmyli twe spojrzenia
I weźmiesz ją zdaleka za domu przedmurza,
Strona:PL Alfred de Musset - Poezye (tłum. Londyński).pdf/53
Ta strona została przepisana.