Pocóż nasza babunia tak starannie strzeże
W książce od nabożeństwa kwiat zżółkły nieładnie?
Czemu, gdy na tej książce odmawia pacierze,
A na zawiodły kwiatek jej łezka upadnie,
Kwiat odzyskuje barwę, nabiera swej woni,
Twarz babuni młodnieje, rumieni się, bieli,
Słońce ją opromienia, uśmiecha się do niéj,
W domku poweselało i w sercu weseléj?
Ot... młodnieje, młodnieje, rzekłbyś dziewczę hoże,
Ze światłemi włoskami, krasnemi jagody,
I kwiatek z sianożęci być świeższym nie może.
Mniema, że przy niej siedzi narzeczony młody,
On jej darował różę, ona się uśmiécha,
Z tym niewinnym uśmiechem jak dziecku jej ładnie.
Odjechał — tysiąc dumań przedumała z cicha.
W książkę od nabożeństwa znów swą róże kładnie,
Zasiada w staroświeckie krzesło na ostatek,
Twarz jej się znów pomarszcza, oko już nie pała,
Jeszcze raz popatrzyła na zawiędły kwiatek,
Książka jej z rąk wypadła — babunia skonała!
Wład. Syrokomla.