Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.
Matka.

Przez Boga żywego, ty dziecię,
Ty marzysz, zorzyczko w mym świecie!

Dziecko.

I w oczach, uśmiechu światełko,
Twojemu podobne, zagrało;
I, szczero-złociste skrzydełko,
Światłością łysnęło się całą.
I mówił: „nie truchlej mi, córo;
Wstań z łoża, tknij mego ramienia;
My górą wzbijemy się, górą,
Na gody wiecznego zbawienia.“

Matka.

Marzyła... o wielki mój Boże!
A czem ja to dziecię ukoję?
Nie zaśnie, nie wraca na łoże;
Prześliczne, prześliczne ty moje!
Wciąż marzy... o! mgławo a srogo,
Wciąż patrzy do gwiazd nieprzytomnie...
Tu do mnie zorzyczko, tu do mnie;
W świetnicy nie widać nikogo.

Dziecko.

Oj mamo! rozejrzyj się przecie,
Jak lotnie, powiewnie, na moje