Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

A dzicz, z krwawemi pazury,
Obiega, za mordem dysze,
Dysząc, na stronie przylega.

W tem leci rękawiczka z krużganków pałacu,
Z rączek nadobnej Marty,
Pada między tygrysa i między lamparty,
Na środek placu.

Marta z uśmiechem rzecze do Emroda:
„Kto mię tak kocha, jak po tysiąc razy,
Czułemi przysiągł wyrazy,
Niechaj mi teraz rękawiczkę poda!“

Emrod przeskoczył zapory,
Idzie pomiędzy potwory,
Śmiało rękawiczkę bierze.
Dziwią się panie, dziwią się rycerze;
A on, w zwycięzkiej chwale,
Wstępuje na krużganki.
Tam, od radosnej witany kochanki,
Rycerz jej w oczy rękawiczkę rzucił:
„Pani, twych wdzięków[1] nie trzeba mi wcale.“
To rzekł i poszedł — i więcej nie wrócił.

Adam Mickiewicz.




  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku. Winno stać dzięków. Jest to błąd redaktora bądź zecera; por. polski pierwodruk oraz oryg.: Den Dank, Dame, begehr ich nicht.