Strona:PL Antologia poetów obcych.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz pany i panie spiesząc się bogate,
Na wista z lansierem, z palkami herbatę,
Mijały ozięble biednego;

Mijały nie wsparłszy... On jednak westchnienia
Słał w niebo gwiazdziste za serca z kamienia,
Słał z prośbą za wodza swojego.

Tłum przeszedł. — Za tłumem, pod ramię z kobietą
Prześliczną, szedł panicz, szedł w oku z lornetą,
Wesoły, śmiejący, urodny.

Więc starzec do niego: — „O! panie wspaniały!
Daj na chleb, zawołał, daj datek mi mały,
Bom biedny, bom chory, bom głodny...

Pan spojrzał, przystanął przed starcem przy ścianie,
I krzyknął: — „A czemu, gdy prosisz, łachmanie,
To czapki nie zdejmiesz przed nami?!“

I w głowę uderzył tak silnie starego,
Że czapka zleciała, że opadł płaszcz z niego
I lica zalały się łzami.

I wtedy zobaczył młodzieniec wspaniały,
Że biedny rąk nie miał... Zobaczył też mały
Krzyż zasług, na piersi przypięty...