Strona:PL Ave Maria 021.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wasza przewielebność raczy mię objaśnić, jakiego narodu synem jest ów człek nieznany, tak nad miarę łacno, bez niczyich poleceń, ani dokumentów przyjęty przez Was do klasztoru.
— Owszem, polecenia ma od najpotężniejszych protektorów — odpowiedział opat stanowczym tonem.
— Jego wysokość hrabia Renu? — szeptem zapytał zakonnik.
— Za mało...
— Jakto? Cesarz? Sam pan najmiłościwszy?
— Najmiłosierniejsza Pani...
— Zapewne z listem odręcznym?
— Ani jednem słowem więcej nie wolno mi was powiadomić.
— A to czemu? Czyżem niegodzien zaufania?
— Tajemnica spowiedzi...
— Masz tobie! Wasza przewielebność nie może mówić, ów zasię nie chce. Na każde pytanie jedno tylko powtarza.
— O cóż wam tedy chodzi? Mniemałem, że cale nie mówi.
— Ciekaw jestem, czyby waszej przewielebności było dość, gdybym na wszelkie zagadnienie odpowiadał: „Ave Maria”?
— Zapewniam was, że każdy rozkaz spełni posłusznie i z pokorą; nigdy się nie sprzeciwi. A że prócz imienia Marji nic od niego nie posłyszycie, temci lepiej; zato inni braciszkowie zda mi się zbytnio językiem pracują.
Odszedł staruszek naburmuszony i zawziął się w duchu, że przecie wynajdzie sposób na upartego niemowę. Wydawał mu rozkazy, a gdy praca, którą mu przeznaczył, była w połowie spełnioną, odwoływał swe polecenie i gniewał się, że go braciszek źle zrozumiał. Ten pochylał głowę pokornie i przyjmował w milczeniu niezasłużoną naganę. To znów zadana mu robota w ogrodzie lub w polu była wyraźnie przeciwna zdrowemu rozsądkowi; wykonywał ją naj-