Żegocina (z ironicznym uśmiechem!) Nie wiem, jak to nazwać... występujesz pan brat w obronie urojonych praw dziewczyny, która swojem postępowaniem.
Damazy (popędliwie). Jakto! więc pani nie czujesz, że masz na sumieniu, tę dziewczynę!
Żegocina. Ja! ją na sumieniu!... (wznosi oczy w niebo i składa ręce.)
Rejent (cicho.) Nie drażnić go!... (głośno) wchodzicie państwo na niebezpieczną drogę... e... e.. e... wzajemnych wymówek... najświętsza rzecz, puścić wszystko w niepamięć i zawrzeć zgodę... co tam! (uderzając w dłonie z giestem pojednawczym) pani zrób ofiarę, pan opuść cokolwiek z swoich wymagań, podpiszemy skrypcik, i będzie koniec!... (do Damazego.) Ileż pan ostatecznie żądasz dla tej panienki?
Damazy (drwiąco.) Oho! to już poleciało z wiatrem! panie mości dzieju...
Rejent. Jakto, poleciało z wiatrem?
Damazy. Trzeba było decydować się prędzej... rozmyśliłem się inaczej..
Żegocina (bolejącym głosem.) Mówiłam ci rejencie, że to napróżno, pan brat znęca się tylko nademną...
Rejent (niespokojny.) Więc jakież jest pańskie ultimatum?
Damazy (chodząc.) Nieboszczyk brat, zostawił panie mości dzieją fortunę, której na jedną osobę cokolwiek za wiele... (giest Rejenta i Żegociny) jest nas tu kilkoro, którzybyśmy także nie pogardzili jakąś cząstką...
Żegocina. Nie, to zanadto... rejencie, pójdźmy... widzisz, na co mnie narażasz przez swoje ustępstwa...
Rejent (cicho.) Ale dajże pani pokój... trzeba zbadać co to wszystko znaczy...
Damazy. Oprócz mnie i dziecka, jest jeszcze Marynka, jest pani Tykalska siostra pani bratowej...
Żegocina. Co? i Tykalska występuje z pretensjami! koniec świata!
Tykalska. Ja? siostruniu, ja nic nie chcę, jakem poczciwa... dajcież mi pokój!... (n. s.) okropny człowiek.
Damazy. Wreszcie pomijając gagatka, o którym już sama pani sobie pamiętaj, jest jeszcze drugi rodzony pani siostrzeniec Antoni...
Żegocina (śmiejąc się spazmatycznie.) I to wszystko tak poobdzielać!... myśl cudowna... dzieło tak bujnej imaginacyi, że nie spodziewałam się jej po panu bracie... ale weźmy jedno małe, maleńkie przypuszczenie, tojest, że ja na to nie przystanę?
Damazy. Ze mną jak z dzieckiem, panie mości dzieju.. ustąpię i przeproszę w dodatku.... ale na to trzeba jednej małej, malutkiej rzeczy, to jest... pokażecie mi państwo testament!
Rejent (n. s.) Aha! zmądrzał... no, bądźże zdrów!
Żegocina (po chwili wybuchając i wstając jak sprężyną podniesiona.) Tak! więc nareszcie spadła maska!... testament!... a zatem gdyby go nie było, pan byłbyś gotów korzystać z przypadkowego zapomnienia się chorowitego starca, aby wydrzeć ostatni kawałek chleba biednej wdowie!
Damazy (nie wierząc uszom.) Co!?
Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/104
Ta strona została przepisana.