I szukajże tu teraz, kiedy ten stoi (spogląda naokoło.)
Mieczysław (n. s.) Aha! otóż moja aliantka, chociaż się tego ani domyśla... tajna policja... może się od niej dowiem co nowego... (zbliża się.) Jak się masz, Kasiu. (Kasia dyga.) Gdzież twoja pani?
Kasia (wdzięczy się, nie przestając szukania.) Ubiera się.
Mieczysław. Już niedaleko południe... dobrze! (dobywa portmonetkę i szuka w niej, nie patrząc na Kasię.) Jak ty ładnie dzisiaj wyglądasz.
Kasia (n. s.) Jej! znowu myśli mi coś dać.
Mieczysław (dając jej pieniądze.) Na, masz na wstążki.
Kasia (biorąc z dygiem, n. s.) Jak ja się tych jego pieniędzy boję, to niech Bóg broni!
Mieczysław. Słuchajno, Kasiu... (ogląda się, biorąc ją za rękę.) Pójdźno do mnie.
Kasia (n. s.) Powiedziałam, że to nie na darmo (niby opierają się.) Proszę pana!
Mieczysław (niecierpliwie.) No, chodźże! (obejmuje ją z lekka.)
Kasia (j. w.) Niech mi pan da pokój, nie mam czasu (n. s.) Będę gwałtu krzyczeć...
Mieczysław. Cóż, boisz się mnie, i czy co?
Kasia (n. s.) Jeszcze kto zobaczy i będzie dopiero plotek.
Mieczysław (tajemniczo.) Powiedz mi, czy ty nie wiesz, co to są za gęsi?
Kasia (zdziwiona.) Gęsi?... a no, gęsi.
Mieczysław. Ba! gęsi... to ja wiem... ale zkąd się wzięły?
Kasia (uwalniając się z lekka, n. s.) Hm! teraz zamawia gęsiami, jak zobaczył, że ze mną to nie tak łatwo.
Mieczysław. Nie wiesz?... no, to dowiedz mi się, moja kochana, bo mnie potrzebna ta wiadomość.
Kasia (n. s) Hm, hm, znamy się na tem (szuka.)
Mieczysław (idąc za nią.) Dowiesz się? co?... jak mi powiesz ale prawdę rzetelną!... to dostaniesz coś... Ale czegóż ty szukasz?... może tego... na, masz (daje jej kok.)
Kasia (śmiejąc się.) Ha! ha! ha! żeby się pani dowiedziała, że pan to miał w ręku, gwałtu, coby to było!
Mieczysław. No, cóżby było... alboż to sekret?
Kasia (złośliwie.) I jaki!.. jeszcze też przed panem.
Mieczysław. Przedemną? (w roztargnieniu bierze ją wpół, jak poprzednio) co też ty pleciesz!
Kasia. Niech pan czeka, muszę to zanieść, bo pani zaraz tu do pana wyjdzie.
Mieczysław (puszczając ją, n. s.) Niechże mi da święty pokój... (gł.) Kiedy ja, widzisz, zaraz odjeżdżam.
Kasia (wdzięcząc się.) Tak panu pilno?
Mieczysław. Bardzo pilno. Masz, oddaj swojej pani tę książkę i powiedz, że tylko przejeżdżając wstąpiłem.
Kasia (j. w.) A kiedyż pan znowu przyjedzie?
Mieczysław. Nie wiem sam, może jutro... (n. s.) A! nudne są obydwie! gdzie nie potrzeba, to człowiek ma szczęście (idąc do drzwi i dając jej całus ręką od ust.) Do widzenia, a pokłoń się pani.
Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/117
Ta strona została przepisana.