przykład.. (po chwili.) Ty znasz historję mego ożenienia?
Józef. Mniej więcej.
Sędzia Czy opowiadałem ci kiedy?
Józef. Wiem, że pan ożeniłeś się bez posagu, z przywiązania...
Sędzia (krzywiąc się.) No, tak... otóż... (po chwili.) Basia... moja żona, bawiła na rezydencji u swoich wujowstwa... wszak ty znałeś jeszcze nieboszczyka majora?
Józef. Przypominam sobie.. żonę miał podobno sławną piękność?
Sędzia (zapalając się.) A! to była kobieta! ej, takich dziś już niema, gdzietam! tylko.. była zalotna.. ale to przedstawiało się jako jeden wdzięk więcej w oczach młodego wietrznika... O! bo ja, trzeba ci wiedzieć, swojego czasu, byłem... ho! ho!... (kończy znaczącym uśmiechem) no, słowem, zaawanturowałem się. (po chwili oglądając się) tylko, proszę cię, zatrzymaj przy sobie, co ci mówię...
(dawnym tonem) Koniec końcem, licho mnie skusiło, że raz napisałem do niej bilecik, i mąż go przejął.. a, trzeba ci wiedzieć, że to był warjat, jak wpadł w gniew...
rębacz zawołany, miał ze dwadzieścia pojedynków; możesz więc wyobrazić sobie, jak mi skóra ścierpła, gdy stanął przedemną z bilecikiem w ręku.. Znasz moją zimną krew i odwagę... przecież, jak honor kocham, febra mnie porwała...
Józef. I cóż?... przyszło do pojedynku?
Sędzia. Czekaj!... bilecik na szczęście nie miał adresu, ale zapomniałem o tem w owej chwili... Major spoglądał na mnie... no, jak! spoglądał, to sobie wyobraź... był aż blady z tajonej wściekłości... jednak ja musiałem być jeszcze bledszy... sytuacja jego, bądź co bądź, była lepsza Wreszcie, rzekł do mnie: panie Bonifacy, co to jest? Ale nim się zdobyłem na odpowiedź, najniespodziewaniej wpada Basia, podsłuchująca nas gdzieś podedrzwiami, i rzucając się przed nim na kolana, woła: Wujaszku! daruj nam... ten list jest do mnie!... (po chwili.) Przyznasz, że to była genjalna dywersja, co?
Józef. Zapewne.
Sędzia. Powiem ci otwarcie, że kamień młyński spadł mi z serca i niewiem czy przez wdzięczność... bo nie przypuścisz, żeby ze strachu... ale spojrzawszy na Basię i widząc w niej wybawicielkę, znalazłem ją piękną, cudnie piękną...
Józef. Cóż dziwnego? pani sędzina w swoim czasie musiała być...
Sędzia. Pi!... być może... ale ja jakoś tego niezauważałem.. Mówili, że ma suchoty.. prorokowali jej, ledwo rok życia...
Józef (zdziwiony.) Suchoty?... pani Sędzina?
Sędzia. A tak, wystaw sobie... i to galopujące!... ale to wszystko zginęło jakby cudem po ślubie... Otóż, w owej chwili, tak mi się jakoś dziwnie zrobiło na sercu, że gdy Major zwymyślawszy nas, po sążnistej nauce moralnej, wspomniał o natychmiastowych zaręczynach, nie myślałem się opierać... tembardziej że tym sposobem najlepiej mogłem zbić go z tropu... Osądź więc sam, mój drogi, czy za poświęcenie, jakie dla mnie zrobiła, nie należą się jej z mej strony pewne ustępstwa, względy... no, powiedz.
Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/15
Ta strona została przepisana.