Strona:PL Bolesław Leśmian-Łąka 083.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

BALLADA BEZLUDNA.


Niedostępna ludzkim oczom, że nikt po niej się nie błąka,
W swem bezpieczu szmaragdowem rozkwitała w bezmiar łąka,
Strumień skrzył się na zieleni nieustannie zmienną łatą,
A gwoździki z poza trawy wykrapiały się wiśniato.
Świerszcz, od rosy napęczniały, ciemnił pysk nadmiarem śliny,
I dmuchawiec kroplą mlecza błyskał w zadrach swej łęciny,
A dech łąki wrzał od wrzawy, wrzał i żywcem w słońce dyszał,
I nie było tu nikogo, ktoby widział, ktoby słyszał.

Gdzież me piersi, Czerwcami gorące?
Czemuż niema ust moich na łące?
Rwać mi kwiaty rękami obiema!
Czemuż rąk mych tam na kwiatach niema?

Zabóstwiło się cudacznie pod blekotem na uboczu,
A tu jakaś mgła dziewczęca chciała dostać warg i oczu,
I czuć było, jak boleśnie chce się stworzyć, chce się wcielić,
Raz warkoczem się zazłocić, raz piersiami się zabielić, —
I czuć było, jak się zmaga zdyszanego męką łona,
Aż na wieki sił jej zbrakło — i spoczęła niezjawiona!
Jeno miejsce, gdzie być mogła, jeszcze trwało i szumiało,
Próżne miejsce na tę duszę, wonne miejsce na to ciało.

Gdzież me piersi, Czerwcami gorące?
Czemuż niema ust moich na łące?