Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

że i pani ma odwagę wielkich przekonań. Za rok, dwa, najwyżej trzy, będzie nas miljony!...
„Nas?... — pomyślała Madzia, rumieniąc się. — Cóż ona myśli, że i ja zostanę emancypantką?...“
Po wyjściu panny Howard, która, dla zadokumentowania swoich najświętszych przekonań tak trzasnęła drzwiami, że cały pokój zadrżał, Madzia usiadła przy chorej. Dostrzegła w niej zmianę. Panna Joanna leżała z rękoma opuszczonemi, a na jej rzęsach było widać łzy.
— Co tobie, Joasiu? — szepnęła Magdalena.
— Ach, nic... nic!... Niczego nie żałuję... Choć gdybyś widziała moją podróż przez dziedziniec!... Nie miałam dziesiątki dla stróża i słyszałam, jak mruczał, że kto nie ma pieniędzy, nie powinien włóczyć się po nocach... Na dziedzińcu potknęłam się i cała suknia nanic... A jak spojrzał na mnie ten fagas!... Ale wiesz co?... To robi mi przyjemność. Czasem zdaje mi się, że chciałabym ciągle upadać w błoto i być wytykana palcami, tak... Przypominają mi się dziecinne lata. Kiedy mnie ojciec bił, ja gryzłam sobie palce, i robiło mi to taką samą przyjemność, jak wczorajszy powrót...
— Ciebie bił ojciec?... Za co?...
— O i jak!... Ale nic ze mnie nie wybił, nic, nic...
— Jesteś bardzo rozdrażniona, Joasiu... Gdzieś ty była wczoraj?
Panna Joanna usiadła na łóżku i grożąc zaciśniętemi pięściami, zaczęła szeptać:
— Raz na zawsze proszę was, nie zadawajcie mi takich pytań. Gdzie byłam, z kim byłam? — to moja rzecz. Dość, że do nikogo nie mam pretensji, do nikogo, słyszysz?... Nie ten, to ów, wszystko jedno... Wszystkie drogi wiodą do Rzymu...
Upadła na łóżko i ukrywszy twarz w poduszce, szlochała. Madzia, stojąc nad nią, nie wiedziała, co począć. Duszę