Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.

nie zgodziłaby się na popieranie tego rodzaju przedsiębiorstw, ale nawet bardzo ubolewa nad ich rzekomemi ofiarami.
— Nie widzę tu roli dla siebie — rzekł Dębicki.
— A może pan mieć wielką — odparł Solski. — Bywając na pensji, zrozumie pan, czy stan jest rzeczywiście groźny i co dałoby się uratować: pensję pani Latter, czy tylko — panią Latter? Następnie spostrzeże pan chwilę, kiedy dla pani Latter pomoc okaże się niezbędną.
— Cóż dalej?
— Wówczas powie pan słówko naszemu plenipotentowi, a on resztę załatwi. Może być, że po konferencji z nim, pani Latter sprzeda pensję, albo zgodzi się na jakiego wspólnika, któryby kontrolował dochody i wydatki... Nie wiem, co postanowi... W każdym razie nie będzie musiała zamykać pensji w ciągu roku, i uspokoi się co do własnej osoby.
— Mnie się zdaje, że wszystko polega na nieporozumieniu, bo pani Latter ma pieniądze — zauważył Dębicki.
— Mój profesorze — odpowiedział Solski — przed panem nie myślę bawić się w sekreta. Pani Latter ma pieniądze, gdyż Ada pożyczyła jej sześć tysięcy rubli, za co plenipotent zrobił mi awanturę. Ale interesa pani Latter muszą być zawikłane, ponieważ dała na komorne tysiąc rubli, zamiast dwóch tysięcy pięciuset. Nareszcie mam wskazówki, że jej kłopoty nie są i nie będą chwilowemi, bo pan Norski nietylko dużo wydaje, ale jeszcze gra w karty...
Obiad skończył się, a Dębicki wciąż kiwał głową i rozmyślał.
— Profesor spełni moją prośbę? — zapytał Solski. — Nie chodzi tu przecież o interwencję ze strony pańskiej, lecz tylko o uchwycenie momentu, kiedy pani Latter znalazłaby się wobec bankructwa.
— Owszem, mogę to zrobić, o ile potrafię; ale boję się, ażebym nie zepsuł sprawy, ponieważ... nie jestem tam lubiany — odparł Dębicki, krzywiąc się.