Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

nie mogąc pojąć, że ktoś nie potępia człowieka, do którego ona ma wstręt. Potem dodała głośno:
— Przyznam się pani, że bliższych szczegółów nie wiem. Ale panna Marta mówiła mi, że pani Latter jest tak oburzona na Dębickiego, tak... rozżalona, tak... pogardza nim, iż trudno przypuścić, ażeby i jej ten człowiek nie dokuczył.
— Proszę pani, komuż on dokucza?... — nalegała Madzia, hamując łzy.
„Komu on dokucza?“ — pomyślała panna Klara. A nie mogąc znaleźć odpowiedzi, wpadła w gniew.
— Możnaby myśleć, że masz pani do niego słabość, panno Magdaleno!... — zawołała. — Jakto, więc nie budzi w pani odrazy ta nalana twarz, te baranie oczy, ten zagadkowy uśmieszek, z jakim przemawia choćby do mnie?... Wierz mi pani, że jest to impertynent... i niedołęga!...
Odwróciła się od Madzi zmieszana i rozdrażniona. Właściwie nic złego nie wiedziała o Dębickim i to gniewało ją najwięcej.
Madzia posmutniała i zabierała się do odejścia.
— Ale... ale... panno Magdaleno, pani nie zna Malinowskiej?... Musimy jednak u niej być i koniecznie skłonić, ażeby weszła do spółki z panią Latter. Muszę ocalić panią Latter, przysięgłam sobie, szczególniej zato, że wydaliła Joannę... Nieznośna dziewczyna!...
— Ja także chciałabym dopomóc pani Latter, jeżeli potrafię, ale cóż mogę zrobić u panny Malinowskiej?
— Ja zrobię. Już ją przygotowuję, ale ona jeszcze opiera się. Jeżeli więc pani pójdzie do niej ze mną, przekonamy ją, że cała pensja życzy sobie zatrzymać panią Latter, no i Malinowska ustąpi.
Madzia opuściła mieszkanie panny Howard, pełna przykrych myśli: zaczęła wątpić o jej wielkim rozumie i sprawiedliwości.
„Co jej się zdaje? — mówiła w duchu — co ja mogę zna-