Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

a na niej taki sam wyraz zaciętości, jaki niekiedy cechował panią Latter. Madzia na poczekaniu stworzyła sobie teorję, że każda przełożona pensji musi być trochę zacięta i mieć imponujące spojrzenie. A ponieważ ona sama nie była ani imponującą, ani zaciętą, więc nie mogła marzyć o otworzeniu pensji...
Kiedy panna Malinowska poprosiła panie, ażeby usiadły, panna Howard odezwała się głosem mniej niż zwykle stanowczym:
— Przychodzimy do pani jako deputatki...
Panna Malinowska, milcząc, skinęła głową.
— I chcemy prosić, ażeby pani ostatecznie zdecydowała się...
— Wejść w spółkę z panią Latter?... — wtrąciła panna Malinowska. — Już zdecydowałam się. Nie wejdę.
Panna Howard była w przykry sposób zdziwiona.
— Czy może nam pani objaśnić powody?... Do czego zresztą nie mamy prawa... — rzekła coraz mniej stanowczym tonem panna Howard.
— Owszem, chociaż jest to trochę dziwne, że z podobną propozycją nie zgłasza się do mnie sama pani Latter.
— My chciałyśmy przygotować grunt do porozumienia — wtrąciła panna Howard.
— Grunt już jest — odparła panna Malinowska. — Pół roku temu, jak pani zresztą wiadomo, byłam gotowa połączyć się z panią Latter. Ona nie chciała. Dziś dla mnie spółka z nią nie przedstawia interesu.
— Pani Latter jest osobą bardzo doświadczoną — rzekła, rumieniąc się, panna Howard.
— Ach, jaka ona dobra!... — dodała Madzia.
— Posiada ustaloną renomę — uzupełniła panna Howard, zapalając się.
Panna Malinowska nieznacznie wzruszyła ramionami.
— Widzę — rzekła, że muszę wypowiedzieć paniom to,