Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

pewne ostatnim w tej awanturze, jeżeli się naprawdę w nią zaplątał.
Panna Howard zmieszała się.
— Nie może pani mówić tak o Joasi — rzekła. — Ona przecież z panem Kazimierzem była na kolacji... wtedy...
— A z iloma była pierwej?... Nie wierzę w to, co mi pani mówi o Joasi, lecz jeżeli byłoby to prawdą, mój syn nie miałby prawa jej wierzyć. Bo ta dziewczyna oszukiwała mnie, mówiąc, że idzie do krewnych, kiedy szła na schadzkę; któż więc zaręczy, że nie oszukiwała mego syna i wszystkich swoich kochanków, jeżeli on był jednym z nich?
— A jeżeli sama Joasia powie, że to pan Kazimierz?...
— Komu powie? — zapytała pani Latter.
— Pani.
Pani Latter schwyciła lampę z biurka, zdjęła klosz i oświetliła ścianę nad kanapką, gdzie wisiały dwa portrety dzieci.
— Patrz, pani! — zawołała do panny Howard. — Oto jest Kazio, gdy miał lat pięć, a oto Helenka, gdy miała trzy. Takie są rysy familijne Norskich. Kto chciałby przekonać mnie, że Kazio... ten musiałby pokazać dziecko podobne albo do niego, albo do Helenki. Rozumie pani?
— To znaczy, musiałby czekać trzy, albo pięć lat — wtrąciła panna Howard. — A tymczasem?...
— Co tymczasem?...
— Co ma począć kobieta zdradzona?
— Nie narażać się... nie polować na to, ażeby ją zdradzano!... — odpowiedziała ze śmiechem pani Latter.
— Ona niewinna... nie wiedziała, co ją spotka.
— Panno Klaro — rzekła już spokojnie pani Latter. — Jesteś kobietą dojrzałą, mówisz do kobiety dojrzałej i mówisz jak pensjonarka... Wszakże całe nasze wychowanie jest skierowane tylko do tego, ażeby uchronić kobietę od zdrad... Każą nam nie włóczyć się po nocach, nie kokietować mężczyzn, wystrzegać się ich... Pilnuje nas cały świat, grozi nie-