Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.

i chciał Madzię odprowadzić na górę, jako dawny przyjaciel pani Latter i całej pensji. Ale Madzia podziękowała mu i poszła, trzymając się poręczy. Plenipotent Solskich także gdzieś zniknął, i został tylko pan Zgierski sam, rozmyślając, że powinien zbliżyć się do Madzi.
„Ten aniołek ma, widzę, stosunki z Solskim?... A przytem milutka... a!... — mówił do siebie Zgierski. — Tylko trzeba ją ugłaskać, bo to jeszcze dzika sarenka... No, a później może i tego...“
I biegł do miasta, oblizując się jużto na wspomnienie Madzi, już na myśl, że posiada wiązkę przepysznych wiadomości. Z takiemi nowinami można zaprosić się nawet do prezesa na obiad.