już tysiąc rubli i wydał w ciągu jednego dnia. Naco?...
Pomimo to wszystko, dobry chłopak! A najlepszą miarą jego poczciwości jest fakt, że nawet baronowa Krzeszowska nie wyrzuciła go ze swego domu, gdzie podawnemu mieszka na trzeciem piętrze, zawsze cichutki, nikomu nie mącąc wody.
Gdyby tylko wydobył się z tych niepotrzebnych stosunków; bo z żydami może nie być awantury, ale z nim!...
Niech go tam Pan Bóg oświeca i chroni.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Zabawną historyą i pouczającą opowiedział mi Klejn. Uśmiałem się do łez, a zarazem przybył mi jeden więcej dowód sprawiedliwości boskiej, nawet w drobiazgowych rzeczach.
„Krótki jest tryumf bezbożników“ — mówi, zdaje mi się, Pismo święte, czy może jaki ojciec Kościoła. Ktokolwiek zresztą powiedział, jest niezawodnem, że zdanie to sprawdziło się i na baronowej i na Maruszewiczu.
Wiadomo, że baronowa, raz pozbywszy się Maleskiego i Patkiewicza, zapowiedziała stróżowi, ażeby pod żadnym pozorem nie wynajmował mieszkania na trzeciem piętrze studentom, choćby miało stać pustką; rzeczywiście pokój studencki przez parę miesięcy był niezajęty, ale pani miała przynajmniej satysfakcyą.
Tymczasem wrócił do niej mąż, baron, i natu-