Strona:PL Bolesław Prus - Placówka.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

bli za łąkę, która jest warta więcej niż sto sześćdziesiąt, zyskasz na czysto czterdzieści rubli, ale... decyduj się natychmiast. Jutro, a nawet dziś wieczorem, kiedy naradzisz się z żoną, już na tych warunkach nie sprzedam.
Ślimakowi błysnęły oczy. Zdawało mu się, że teraz dopiero odkrył naturę zmowy, wymierzonej przeciwko niemu.
— Dziwny kaprys tracić czterdzieści rubli za nic! — odezwała się pani po francusku.
— Bądź spokojna — odparł mąż. — Znam ja ich...
— No i cóż — zwrócił się do Ślimaka — kupujesz łąkę bez poradzenia się żony?
— Kiej to nieładnie — odpowiedział chłop z obłudnym uśmiechem. — Przecie jaśnie pan, a i to naradza się z jaśnie panią i jaśnie paniczem, nie dopiero ja.
— A widzisz?... — rzekł dziedzic do szwagra. — Czy on nie jest skończonym idjotą?...
Panicz przez sztachety poklepał po ramieniu Ślimaka.
— No, mój przyjacielu, zgódźże się natychmiast, a zrobisz panu grubego figla.
— On już kupił — rzekł do szwagra.
— Kupujesz, Józefie? Dajesz rękę na zgodę? — spytał dziedzic.
„Albo ja głupi!“ — pomyślał chłop, głośno zaś dodał:
— Kiej kupować przez żony, jaśnie panie, to nieładnie...
— I nie namyślisz się?
— Kiej bardzo nieładnie — powtarzał chłop, kontent, że pan nastręczył mu tak doskonałą wymówkę.
Chłop udawał zasmuconego, ale uparł się i ani myślał kupować łąki.
— No, więc w takim razie wypuszczam ci łąkę w dzierżawę. Daj mi swój zadatek, a jutro przyjdź po kwit.
— Masz chłopa, panie demokrato! — rzekł do szwagra, który tymczasem gryzł paznogcie.
Ślimak zapłacił dziesięć rubli, państwo pożegnali się z nim