Ta strona została uwierzytelniona.
— — — — — — — — — — —
— skrry — skrry —...
Pójdę do miasta i zobaczę znowu czerwony krzyk nieskończonych kominów fabrycznych
i kolejkę bezrobotnych, tępo wpatrzonych w tępy szary bruk,
i posłańców w czerwonych frakach, niosących kinematograficzne plakaty:
dziś — Chrystus, jutro — benefis czterech djabłów...
...I szaleństwo ulicznego zbytku, ocierające się twardo o ludzki głód,
jak ostrzona piła o pilnik opornego metalu.
Trzaby iść długo w tłumie i szukać dziecinnego uśmiechu
i mówić... — Co...?
— Skrry — Skrry —...
Chyba zielony szum lasu zmienić w słowo
i białość śniegu zamienić w słowo i słońce w słowo.
Chyba barwę przetopić na dźwięk,
dźwięk na linję, linję na myśl
i zaznaczyć im strzałką drogę, co wiedzie w uśmiech...
...Stąd?!