„Głos tylko, nie wiem, jaki; kiedbym ten słyszała,
„Jużbym go ja nad wszystkie ptaki wysławiała“.
Kruk, chłubą uwiedziony i płonnymi słowy,
Wnet, dalej nie czekając końca onej mowy,
Począł krakać. Wtym mu ser skoro wypadł z gęby,
Zaraz go pochwyciła głodna liszka w zęby;
Potym, zjadłszy go, rzecze: „Do tej twej osoby
„Maszci ty wprawdzie, bracie, niemałe ozdoby;
„Lecz rozumuć nie zstaje, kiedy wiarę dawasz
„Chłubie zmyślnej i onę za prawdę wyznawasz“.
Tak gdy kto płonnym wieściem lub pochlebstwu wierzy
I, jakby szczyra prawda, tak o sobie dzierży,
Rychlej więc ciż go zdradzą, których się mniej boi,
Bo nie każdy to więc zje, co sobie ukroi.
Pochlebca jeno odrwić szuka,
I, kto mu ucho otwiera,
Ten niechaj patrzy na kruka,
Co za pożytek odbiera.
Lis widząc, że kruk na drzewie
Sera sztukę jadł i dziobał,
Patrzy, jak go dostać, nie wie,
Aż się do pochlebstwa udał
I rzekł mu: „Dobry dzień, kruku!
„Ostrożnie jeno obiaduj,
„Żeby cię tu zaś kto z łuku
„Nie wyrwał; panie, zawaruj!
„A byłaby to szkoda nieoszacowana:
„Tyści to Feniks tych lasów!
„Niemasz tu nad ciebie pana,