Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/310

Ta strona została przepisana.

Dawno mi się już nie zdarzyło w życiu zabić daniela na jeziorze. Mięso jego jest wyborne panie Edwardzie i wiem dobrze komu się lepiej zraz zwierzyny, aniżeli wszystkie trzebieże będzie podobał.
Stary Indyanin zgięty był pod ciężarem lat i nieszczęść swojego rodu, ale myśliwstwo zawsze zdawało się go krzepić i odmładzać. Ze swojej strony on także obmacał członki drgające daniela, dał znak potwierdzenia, i rzekł w lakonicznym stylu swojego narodu:
— Dobrze!
— Zdaje mi się Natty — rzekł Edward, skoro minęła pierwsza uniesienia chwila — żeśmy wszyscy równie przeciwko prawu postąpili. Ale idzie tylko o zachowanie tajemnicy, albowiem zdaje się, że nikt nas nie widział. Lecz jakim sposobem psy się nie znajdują w domu. Zostawiłem ich na uwięzi, tego jestem pewny i rzemienie były mocne.
— Zwietrzywszy takiego daniela — rzekł Natty — nieboraki nie mogły się oprzeć pokusie i porwały swoje uwiązania. Obacz tylko panie Edwardzie, noszą jeszcze końce dłuższe od stopy wiszące u ich szyi. Nuże Johnie, przybijajmy do brzegu, potrzeba ażebym to zblizka rozpoznał.
Mohegan nawrócił do brzegu, gdzie gdy wysiedli, Natty zawołał na swoje psy, które do niego natychmiast przybiegły. Ale jak tylko rzucił oczyma na rzemienie, zmienił wyraz twarzy, potrząsł głową i zawołał:
— Myliłem się. Nie, nie, stary mój Hektor, jakem się lękał, nie winien.
— Alboż rozumiesz, iż rzemienie zostały przekrojone? — zapytał Edward z żywością.
— Nie mówię ja tego — odpowiedział Natty — ale te rzemienie ani zostały porozrywane siłą, ani psiemi zębami przecięte.
— Jakto! — zawołał Edward — ten niegodziwiec cieśla śmiałżeby?...