Strona:PL Cooper - Pionierowie.djvu/40

Ta strona została przepisana.

jego zdaje się na urząd robione było w celu przerżnięcia powietrza z najmniejszym ile to być może oporem. Cerę jego wybladłą broniła od wszelkiej odmiany skóra tak stwardniała, że nawet mroźne powietrze nie mogło na niej żadnego rumieńca wywabić.
Naprzeciwko niego siedział inny mężczyzna, którego wzrostu i składu ciała trudno się było domyśleć, pod bekieszą i płaszczem futrzanym, któremi był odziany; ale oczy miał żywe, twarz pełną, wyraz jej był przyjemny i okazywał skłonność do uśmiechu niczem nie zmięszaną. Miał na głowie równie jak i jego towarzysze, kunią czapkę nasuniętą na uszy. Czwarty w średnim wieku, z twarzą podługowatą, nie miał innej przed chłodem obrony, prócz sukni czarnej nieco wytartej i kapelusza tak chędogiego, iż łatwo się domyśleć, jeżeli był wytarty, to przyczyną było po większej części ustawne szczotki używanie. Przebijała się na twarzy jego melancholia, ale tak lekka, iż trudno było zgadnąć, czyli ją przypisać należało cierpieniom fizycznym, czy też moralnemu jakiemu uczuciu. Zwykle był blady, ale zimno policzki jego pokryło rumieńcem, któryby za gorączkowy poczytać można było.
Jak tylko sanie zbliżyły się ku sobie o taką odległość, iż można było dać się słyszeć, woźnica nadjeżdżający z opisanemi dopiero osobami zawołał:
— Z drogi Aggy, z drogi, na bok, bo ja się tu nie potrafię wyminąć.
— Jak się masz braciszku Marmaduku, jak się masz moja kuzynko czarnooka. A widzicie z jakim to ja oddziałem wystąpiłem na wyprawę, ażebym was spotkał. P. Le Quoi nie miał czasu drugą czapką obwarować swojej głowy. Stary Fryc nie dokończył swej flaszy; a wielebny Grant nie miał czasu skończyć kazania, które pisał. Dla pośpiechu czwórkę zaprządz kazałem. Ale mówiąc o koniach trzeba koniecznie braciszku przedać tę parę wronych, narowiste są i w za-