Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/140

Ta strona została przepisana.

Czasami całymi dniami przesiadywaliśmy w takiej wiosce. Wyszukiwaliśmy laski z wyrębami, drogi ukryte, te wysmukłe gaje, rosnące nad Renem, gdzie jego piękna, zielona woda ginie w bagniskach, pokrytych chmarą brzęczących owadów.
Niekiedy przez cienkie pręty gałęzi widzieliśmy wielką rzekę, obciążoną tratwami, barkami pełnemi trawy skoszonej na wyspach, wydającemi się same jak małe, rozrzucone wysepki, porwane prądem wody. Dalej był kanał między Rodanem i Renem, obrośnięty długim szeregiem topoli, których zielone wierzchołki zanurzają się w tej wodzie, jak gdyby udomowionej i uwięzionej w ciasnem łożysku. Tu i ówdzie na urwistem wybrzeżu widać chatkę dozorcy szluzu, dzieci z bosemi nogami, biegające po belkach szluzu, a wśród tryskającej piany płynie powoli transport drzewa, zajmujący całą szerokość kanału.
Potem, kiedy mieliśmy już dosyć tych zboczeń i włóczęgi, wychodziliśmy znowu na gościniec prosty, biały, wysadzany orzechami, które rzucały cień oświeżający, gościniec do Bazylei z łańcuchem Wogezów po prawej stronie i pasmem czarnego lasu po lewej. O! miłe wypoczynki w upalny dzień lipcowy, jakie robiłem przy tej drodze do Bazylei, leżąc w rowie rozciągnięty jak długi na miękkiej, suchej trawie. Kuropatwy wabiły się z jednego pola na drugie, a nad naszemi głowami ciągnęła się melancholijnie szeroka droga... Słyszeliśmy przekleństw a furmana, wiozącego towary, odgłos dzwonka, skrzyp osi, stuk rozbijanych kamieni, galop konia śpieszącego żandarma, który rozpędził ogromne stado gęsi na drodze, roznosicieli towarów, stękających pod ciężkiemi pakami; widzieliśmy posłańca w bluzie niebieskiej, wyszywanej czerwono, który nagle schodził z gościńca i skręcał w bo-