Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/141

Ta strona została przepisana.

czną drogę pomiędzy dzikimi płotami, gdzie przeczuwa! jakąś chatkę, jakąś fermę, jakieś życie odosobniono zupełnie gdzieś w zakątku...
A te cudowne niespodzianki podróży pieszej! skrócenia, które się wydłużają, zwodnicze drogi, porobione kołami wozów, ślady końskie, które zaprowadzą was na sam środek pola, drzwi fałszywe, które się nie otwierają, przepełnione oberże i wreszcie ulewa, ta dobra letnia ulewa, która ulatnia się tak prędko w ciepłem powietrzu, wywołując parowanie równiny, wełny trzody i nawet opończy pastuszka.
Pamiętam jednę okropną burzę, która zaskoczyła nas w lesie, schodzących z góry, zwanej Banią Alzacyi. Kiedy wychodziliśmy z oberży tam na szczycie, chmury były pod nami. Niektóre sosny wystawały ponad nie szczytami; ale w miarę tego, jak spuszczaliśmy się niżej, wchodziliśmy rzeczywiście w wiatr, w deszcz, w grad. Nagle zostaliśmy schwytani, objęci siecią błyskawic. Bliziutko nas upadła sosna, rażona piorunem. Schodząc po małej ścieżce, służącej do sprowadzania drzewa z gór, ujrzeliśmy przez zasłonę spływającej strumieniami wody, kupkę małych dziewczynek, ukrytych w wydrążeniu skały. Wystraszone, przyciśnięte jedna do drugiej, siedziały, trzymając oburącz fartuszki muślinowe i małe koszyczki, plecione z łozy, napełnione czarnemi jagodam i, świeżo uzbieranemi. Jagody błyszczały, jak jaśniejące punkciki, a małe czarne oczki, które patrzyły na nas z głębi skały, podobne były do tych mokrych czernic. Ta wielka sosna, rozciągnięta na pochyłości, te uderzenia piorunów, te małe włóczęgi leśne, obdarte i prześliczne — wszystko to wyglądało jakby obrazek z opowieści kanonika Szmidta... Ale za to jakie przyjemne ciepło po przybyciu do Rouge--