Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/145

Ta strona została przepisana.
I.

Pułk był rozstawiony na zboczu drogi żelaznej i służył za cel wojsku pruskiemu, stojącemu zbitą masą naprzeciw nas pod lasem. Strzelano do siebie z odległości ośmdziesięciu metrów. Oficerowie krzyczeli wciąż: »położyć się«, ale nikt nie chciał słuchać — dumny pułk stał dokoła swego sztandaru. Na tym wielkim widnokręgu, w świetle zachodzącego słońca, wśród zboża, falującego kłosami, i pastwisk, ta masa ludzi, poruszająca się niespokojnie, pokryta ciemnym dymem, miała wygląd trzody, zaskoczonej na stepie pierwszymi zwiastunami burzy.
Padał tam deszcz żelazny na to zbocze drogi! Nie było słychać niczego prócz suchego trzasku strzelaniny, głuchego odgłosu manierek, staczających się do rowu, i świstu kul, wirujących długiemi liniami od jednego końca pola walki do drugiego, jakby struny naciągnięte głośnego, złowrogiego jakiegoś instrumentu. Od czasu do czasu sztandar, powiewający ponad głowami wojska, rażony kartaczem, znikał w pomroce dymu; wtedy dawał się słyszeć głos silny, dumny, panujący nad hukiem wystrzałów, jękiem umierających i przekleństwami rannych: »do sztandaru, dzieci — do sztandaru!«