Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/184

Ta strona została przepisana.

prefektów czynnych, nikogo zaś, ktoby mógł powiedzieć, który z nich był legalnym. Szczęśliwym trafem Bravida złapał natychmiast jednego w prefekturze, podczas zebrania rady. Nasz generał przemówił w imieniu swoich podwładnych z powagą dawnego kapitana ubiorczego.
Przy pierwszych zaraz słowach prefekt przerwał mu.
— Przepraszam, generale, co to znaczy, że od was żołnierze żądają wymarszu, a mnie proszą o pozostawienie ich na miejscu? Przeczytaj pan to!
I z uśmiechem na ustach podsunął mu płaczliwą petycyę, którą podały dwa króliki, najzapaleńsi zwolennicy wymarszu. W petycyi, opatrzonej świadectwami lekarza, proboszcza i notaryusza, proszono o pozwolenie przeniesienia się do szeregów królików kapuścianych, a to z powodu różnych dolegliwości.
— Mam takich więcej, niż trzystu — dorzucił prefekt, uśmiechając się ciągle. — Rozumiesz teraz, generale, dlaczego nie śpieszymy z wysłaniem waszych żołnierzy. Za wiele, na nieszczęście, wysłano takich, którzyby chcieli pozostać. Nie potrzeba już ich więcej! Niech Bóg zachowa Rzeczpospolitą i pozdrówcie ode mnie waszych królików!

Pożegnalny poncz.

Można sobie wyobrazić, jak zawstydzony wracał generał Bravida do Taraskonu.
Ale oto jeszcze jedna historya. Podczas jego nieobecności, Taraskończycy postanowili urządzić pożegnalny poncz składkowy dla odjeżdżających królików. Napróżno generał Bravida mówił, że nie warto zachodu, że nikt nie odjeżdża — składka była zebrana, poncz zamówiony, nie pozostawało nic więcej, jak tylko wypić go, co też uczyniono.