Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/44

Ta strona została przepisana.

spędza życie w opustoszałych gęstych krzakach sam, nie mogąc palić i tylko późno w nocy widuje w domu swego syna. To też trzeba było widzieć jego wąsy, kiedy mówił o Prusakach!...
Ale mały Stenne nie uskarżał się bardzo na to nowe życie.
Oblężenie! to takie zabawne dla małych urwiszów.
Żadnych lekcyj, żadnych obowiązków! ciągłe wakacye, a na ulicy wrzawa jak na placu jarmarcznym...
Dzieciak po całych dniach do wieczora biegał po dworze. Towarzyszył oddziałom, idącym na wały, wybierając zawsze te, które miały lepszą muzykę. O, na tem mały Stenne znał się doskonale! Wybornie wiedział, że 96-go batalionu muzyka była niewiele warta, za to 55-ty miał znakomitą. Czasem przyglądał się ćwiczeniom wojskowym, a poza tem był jeszcze tłum uliczny... Z koszyczkiem swym pod pachą przyłączał się do tych długich szeregów, tworzących się w cieniu zimowego poranka, nie oświetlonego nawet gazem latarni, pod ogrodzeniem jakiejś piekarni, lub rzeźni. Tam, brocząc po wodzie, robiono znajomości i rozprawiano o polityce, a każdy chciał słyszeć zdanie syna pana Stenne. Ale najweselej było w szynkowniach przy grze w kalosze, którą żywi Bretończycy wprowadzili w modę podczas oblężenia. Jeżeli mały Stenne nie był na wałach, albo w piekarniach, można go było na pewno znaleźć gdzieś na placu Chateau d’Eau, przypatrującego się grze. Sam nie grał, naturalnie, bo na to trzeba dużo pieniędzy. Zadawalniał się tylko bacznem przyglądaniem się grającym.
Jeden szczególniej z graczów, wysoki chłopak w niebieskiej kurtce, który nigdy nie stawiał mniej nad sto sous (5 franków), obudzał jego zachwyt. Podczas biegu tego