Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/50

Ta strona została przepisana.

— Jeżeli powiesz, rozstrzelają nas.
Biedny mały przestraszył się i nie powiedział...
W Courneuve weszli do jakiegoś opuszczonego domku, chcąc podzielić się pieniędzmi. Sprawiedliwość każe mi wyznać, że podział był zrobiony zupełnie uczciwie, a mały słysząc przyjemny brzęk tych pięknych monet w kieszeni swojej bluzy i myśląc o grze w kalosze, którą miał w perspektywie, coraz bardziej się uspakajał, coraz mniej straszną wydawała mu się popełniona zbrodnia.
Ale kiedy zostało samem nieszczęśliwe dziecko — kiedy, minąwszy bramy, pożegnał się z drągalem, kieszenie zaczynały mu coraz bardziej ciężyć, a ta ręka niewidzialna, co mu tak serce ściskała, teraz ścisnęła je silniej, niż kiedykolwiek. Paryż wydawał mu się zupełnie innym, a przechodnie patrzyli nań tak jakoś surowo, jakby wiedzieli, zkąd wraca. W turkocie kół, w uderzeniach bębna, rozlegających się wzdłuż kanału, słyszał jeden wyraz: »szpieg«.
Nareszcie przybył do domu i uszczęśliwiony, że ojca jeszcze nie było, wszedł prędko do pokoju i schował pieniądze pod poduszkę.
Nigdy ojciec Stenne nie był tak dobrym, tak wesołym, jak dziś wieczorem, wróciwszy do domu. Posilając się czemś, spoglądał ciągle na karabin, zawieszony na ścianie, i mówił do dziecka z dobrym uśmiechem:
— Ha, chłopcze, jakbyś to ty poszedł na Prusaka, żebyś już był dużym!
Około ósmej godziny usłyszano wystrzał armatni.
— To Aubervilliers... biją się w Bourget... — mówił poczciwy stary, który znał wszystkie warownie doskonale.