Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/51

Ta strona została przepisana.

Mały Stenne pobladł i powiedziawszy, że jest bardzo zmęczonym, poszedł się położyć, ale zasnąć nie mógł.
Wystrzały armatnie huczały bez przerwy.
Wyobrażał sobie, jak wolni strzelcy skradają się po nocy do Prusaków i sami w padają w zasadzkę. Przypomniał sierżanta, który się tak uśmiechał życzliwie i wyobrażał go sobie rozciągniętym tam na śniegu... jego i tylu innych...
A zapłata za tę krew leży tu, u niego, pod poduszką, i to on, syn pana Stenne, dzielnego żołnierza... Łzy go dławiły. Słyszał, jak w przyległym pokoju ojciec chodził niespokojnym krokiem, otwierał okno. A tam na placu rozlegała się pobudka, jakiś batalion gwardyi ruchomej gotował się do odejścia. Oczywista więc była tam wielka bitwa... Nieszczęśliwe dziecko nie mogło powstrzymać łkań.
— Co ci jest? — zapytał ojciec Stenne, wchodząc.
W tedy biedny chłopak wyskoczył z łóżka i upadł do nóg ojcu. Od silnego poruszenia pościeli pieniądze wysypały się na podłogę. Mały Stenne jednym tchem opowiedział, że był u Prusaków i co tam robił. W miarę jak mówił, uczuwał swobodniejsze bicie serca, oskarżanie się przynosiło mu ulgę... Ojciec Stenne słuchał go z okropnym wyrazem twarzy. Kiedy mały skończył opowiadanie, biedny starzec zakrył twarz rękami i zaczął płakać.
— Ojcze, ojcze... — wołało dziecko.
Stary odepchnął go, nie odpowiedziawszy nic, i zgarnął pieniądze.
— Czy to wszystko? — zapytał.