Strona:PL Daudet - Nowele z czasów oblężenia Paryża.pdf/79

Ta strona została przepisana.

Myśl ta wróciła mu dobry humor. Skończył wesoło obiad i udał się do oberży »Pod miastem Strassburgiem«, żeby wychylić kilka kufli piwa.
Stara Lory pozostała sama. Ułożywszy troje swych małych jasnowłosych w przyległym pokoju, zkąd dochodził teraz cichy szczebiot, jak z gniazdka ptasząt, które zasypiają, wzięła jakąś robotę i usiadła z nią we drzwiach, prowadzących do ogrodu.
— O! tak! wiem ja dobrze, że to są podli renegaci; ale jednak... ich matki są szczęśliwe teraz z oglądania swych dzieci...
Przypomniały jej się te czasy, kiedy ich starszy syn przed wstąpieniem do wojska, właśnie o tej godzinie był zwykle tam, w ogródku, zajęty jakąś pracą. Spojrzała na studnię, z której zwykle czerpał wodę polewaczką, w bluzie, z długimi włosami, z tymi pięknymi włosami, które mu obcięte, gdy wstępował do żuawów.
Nagle zadrżała. Mała furtka w głębi, wychodząca na pole, otworzyła się. Psy nie szczekały — a jednak ten, kto wszedł, skradał się pod murem, jak złodziej, prześlizgując się między ulami...
— Dzień dobry, mamo!
Jej Chrystyan stoi przed nią w mundurze rozpiętym, zawstydzony, nie mogący mówić ze strachu. Wrócił nędznik do kraju wraz z innymi i oto już od godziny krąży koło domu, czatując na nieobecność ojca, ażeby módz wejść. Matka chce się gniewać na niego, ale nie ma odwagi. Już od tak dawna nie widziała go, nie uściskała. A zresztą daje on jej takie poważne przyczyny swego powrotu. Tak mu było trudno żyć zdała od kraju, od tej kuźni, od nich, przy coraz cięższej karności wojskowej, wśród kolegów, którzy go nazywali »Prusakiem«