Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/100

Ta strona została skorygowana.

kolana przed łożem śmiertelnym, wstrząsana cała płaczem i ściskając wciąż w dłoniach rękę zlodowaciałą nieboszczyka.

∗             ∗

Powróćmy do Julii Tordier.
Nikczemna kobieta, uciekając przed nieznajomym, który jak gdyby ją gonił, przybiegła tak na róg ulicy Anbry.
W tej właśnie chwili znikła sprzed oczu człowieka, który podniósł na chodniku nóż zakrwawiony.
Garbuska na chwilę zatrzymała się, ażeby nabrać oddechu.
Twarz jej była siną.
Oczy prawie wyszły ze swej oprawy.
Zęby szczękały.
Obiema rękoma przesunęła po czole, zroszonym zimnym potem.
— Uderzyłam — wyszeptała, opierając się o ścianę domu, ażeby się utrzymać na uginających się pod nią nogach. — Uderzyłam, a on upadł bez życia i wziął moją tajemnicę do grobu... Ja nie chciałam jego śmierci!... Dlaczego mieszał się nie do swoich interesów?... Każdy o sobie musi myśleć w życiu... To bitwa, a każdy się broni jak może... Musiałam zabić, albo byłabym zgubiona...
Teraz się skończyło... skończyło zupełnie...
Trupa podniosą... szukać będą tego, kto zabił doktora... sąd i policja zaczną działać, kpię sobie z tego... alboż mnie kto może oskarżyć?...
I nagle uspokojona, myśląc tylko o powodzeniu w spełnieniu zbrodni, poszła dalej, śpiesząc do mieszkania.
Przyszedłszy do drzwi, które pozostawiła otwarte od sieni, chciała je popchnąć tylko.
Drzwi się oparły.