Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/110

Ta strona została skorygowana.

— Jedna rzecz wydaje mi się nie naturalną — rzekł gwałtownie, zwracając się do Castagnola.
— Co takiego? — spytał tenże.
— Powiedziałeś, że doktór Reynier był u ciebie do wpół do dwunastej.
— Tak. Więc cóż z tego?
— Otóż jego znaleziono dopiero o godzinie trzeciej zrana...
— Był już sztywny — zauważył Lorin — a patrole policyjne tak rzadko przechodzą po ulicach, że nie tak prędko mogli go spostrzedz...
— Dobrze! — podchwycił Włosko — ale logiczniej byłoby przypuścić, że doktór, wyszedłszy od Castagnola, wstąpił do innego domu, gdzie się zapóźnił...
— O, to to być też mogło — poparł Clarel.
— Czy go zabito, ażeby okraść? — zapytał dawny dependent od notariusza.
— Tego nie wiem, panie Włosko... Jednak sądzę, że nie.
— Na czym pan opierasz swe przypuszczenia?
— Bo widziałem łańcuszek od zegarka przy kamizelce. Złodziej byłby z pewnością zabrał dewizkę.
— Masz słuszność — odparł Włosko. — Tę zbrodnię przypisać więc należy zemście.
— Śledztwo zapewne to wykryje?
— Czy już rozpoczęto śledztwo?
— Zapewne — odparł Clarel. — Już poszli do komisarza policji, niezawodnie wezwie on nas, Lorina i mnie, ażeby wypytać, bo to myśmy znaleźli trupa...
— Ja tam nawet czekać nie będę aż mnie wezwą, i sam pójdę! — dodał Castagnol.
— No, dosyć tej gawędy, do roboty!
Gromadka się rozeszła i zaczęła się sprzedaż.
Właśnie w tejże chwili Julia Tordier kończyła listę osób zaproszonych na pogrzeb.