Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/116

Ta strona została skorygowana.

Julia Tordier nienawidziła przecież Lucjana całą siłą swej złej natury.
Potrafi więc przegrodę nie do przebycia wznieść między obojgiem młodych ludzi.
Wszystko za tym było dla niej skończone, wszystko!
Biedne dziewczę po cichu wzywało śmierci, uważając ją, jako jedyne dla siebie schronienie, gdzie mogłaby się połączyć z ojcem.
Klęczała, płacząc, zrozpaczona.
Od dawna już się rozwidniło.
Klucz zgrzytnął w zamku.
Drzwi się otworzyły.
Helena obróciła się i wstała, drżąca, widząc wchodzącą Garbuskę.
— Więc ty się nie kładłaś? — zapytała ją głosem, który usiłowała uczynić łagodniejszym.
— Nie, mamo — wyjąkało dziewczę.
— Dlaczego?
— Modliłam się, mamo, modliłam się za mego biednego ojca.
— Ja także, i ja nie spałam i modliłam się, chyba o tym nie wątpisz — odparła Julia Tordier — ale ja jestem silną i mogę nie spać jedną, a nawet więcej nocy... Ty zaś powinnaś była spocząć...
— Nie czułam potrzeby... Nie miałam chęci.
— No, przebierz się... Będziemy musiały wyjść, ażeby ci kupić żałobną suknię.
Helena, widząc, że matka jest mniej brutalną, prawie czułą, ośmieliła się ją zapytać głosem, który obawa uczyniła prawie nie wyraźnym:
— Czy pozwolisz mi, mamo, pójść do pokoju ojca?
— Naturalnie... Nie mogłam cię tam zostawić na całą noc; ale w dzień nie widzę żadnej przeszkody... No, nie płacz... Łzy nie wskrzeszą umarłych... Zresztą... musiałyśmy się spodziewać tak smutnego rozwiązania... Ojciec