Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/117

Ta strona została skorygowana.

nie był już młodym, a jak wiesz, zdrowie jego oddawna było liche.
— On mnie tak kochał — załkało dziewczę.
— A ja to cię tak nie kocham, jak on? — rzekła Garbuska zgryźliwie.
Helena nie wiedziała, co ma wnosić z tego zapytania, i obawiała się, ażeby nieopatrzną odpowiedzią nie wywołać burzliwej sceny.
Schyliła głowę i milczała.
— Przebierz się — powtórzyła Garbuska. — Onegdaj pozwoliłam odejść służącej, bo jej matka zachorowała... sama więc muszę iść dla przygotowania śniadania... Pan Prosper Rivet będzie na śniadaniu u nas...
— Pan Prosper Rivet? — rzekła Helena, pytając matkę wzrokiem.
— Nie przypominasz go sobie?
— Nie.
— To nasz dawny komiwojażer... dobry chłopiec... prawdziwy przyjaciel, który przez życzliwość dla nas zechciał się zająć wszelkimi przygotowaniami do pogrzebu... a ja mogłam prosić tylko jego...
— I mego kuzyna mogła mama prosić — wtrąciła żywo Helena.
— Goberta! — zawołała Garbuska, a oczy jej rzucały błyskawice.
— Tak, mamo.
— Cóż znowu!... Albo ja chcę widzieć takich u siebie... Ja miałabym prosić takiego łazarza, a to wołałabym wszystko zrobić sama.
Helena zrozumiała — chociaż za późno — że popełniła wielką nieroztropność, budząc słówkiem niezręcznym nienawiść, żywioną przez matkę ku ciotce i kuzynowi.
Schyliła głowę i milczała, czując dobrze, iż byłoby nową nierozwagą i to jeszcze większą, przedsiębrać obronę tego, którego tak zacięcie potępiała Garbuska.