Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/118

Ta strona została skorygowana.

— Ja wychodę — odezwała się matka.
Opuściła córkę, wzięła wielki kosz, przeznaczony do znacznych zapasów prowizji i wyszła z mieszkania, zamknąwszy je na klucz.
Od rana dnia tego wielki zamęt, wielki rwetes, panował na pensji w Saint-Leger.
Zniknięcie Heleny zauważone zastało w godzinie wstawania pensjonarek.
Marta de Roncerny, zapytywana o zniknięcie Heleny, udała, według obietnicy, że nie wie o niczym zgoła.
Pani Gévignot była oczywiście zrozpaczona, niespokojna.
Najlepsza uczenica dopuściła się takiego występku.
Co za fatalny przykład dla innych!...
A co za skandal da samej pensji, gdy się wiadomość ta rozniesie, co za triumf dla przełożonych pensji rywalizujących!
Wreszcie nadeszła depesza Julii Tordier.
Pani Gévignot odetchnęła.
Helena uciekła, ażeby zobaczyć ojca umierającego.
Znajdowała się przy matce.
Wina niewątpliwie znaczna, to prawda, ale jakże zmniejszona, i ileż obok niej okoliczności łagodzących.
Wtedy zwolniona od niepokoju i obaw, pani Gévignot rozrzewniła się nawet i żałowała losu swej pensjonarki z całej duszy.
Co się tyczy Lucjana Goberta, był on jednocześnie mniej spokojny, niż pani Gévignot.
Długo zastanawiał się nad następstwami, jakie bezwątpienia śmierć wuja pociągnie za sobą dla Heleny, a zatym i dla niego, i bolał już zawczasu.
Helena przysięgła mu, że go kocha, że kochać go będzie zawsze, że jego tylko pojmie za męża.
Ależ Julia Tordier — ten zły duch, jak ją nazywał — potrafi narzucić swą wolę dziecku osiemnastoletniemu, i nie cofnie się przed żadnym sposobem.