Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/122

Ta strona została skorygowana.

— Chodź pan ze mną — rzekła do Prospero tonem rozkazującym — a ty, zostań tutaj!
I wraz z komiwojażerem udała się na spotkanie lekarza.
— Proszę parni — rzekł tenże — przychodzę z polecenia merostwa, dla stwierdzenia zgonu.
— Proszę pana ze mną.
Mówiąc to, Garbuska podążyła do pokoju żałobnego.
Lekarz zbliżył się do łóżka, podniósł kołdrę i spojrzał na trupa.
— Nieboszczyk był pani krewnym? — zapytał.
— Mężem moim, panie.
— Czy długo chorował?
— Długo, to właściwie nie — odpowiedziała Julia, nie bez pewnego niepokoju, który mógłby był stwierdzić spostrzegacz — ale oddawna nie domagał.
— Ile dni leżał w łóżku?
— Z tydzień.
— Umarł na galopujące suchoty.
— Tak... tak doktór nazywał jego chorobę...
— Można było jeszcze przedłużyć mu życie...
— Tak pan sądzi?
— Nie tylko sądzę... ale jestem tego pewny...
— A przecież dobrze był leczony.
— Któż go leczył... który doktór?...
— Doktór Reynier.
— Dokór Reynier — powtórzył żywo lekarz cyrkułowy.
— Tak, panie.
— Kiedyż po raz ostatni odwiedził chorego?
— Wczoraj zrana.
— A nie był jeszcze wieczorem?
— Nie, panie — odpowiedziała Julia Torier jak najspokojniej.
— Czy doktór Reynier nie zapisał jakiego lekarstwa?