Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/126

Ta strona została skorygowana.

sna jak stara tygrysica... Jakie oczy ona robiła, gdym spojrzał z wyraźną przyjemnością na pannę Helenę... Gdyby jej źrenice były rewolwerami, jużbym nie żył!... Trzeba sterować swoją łódką z wielką zręcznością, a zawrócę do pomyślnego portu, dzięki radom Włoski, bo ja się nie znam, jestem bardzo lichym dyplomatą, i gdybym się zdał na samego siebie, nic bym nie wskórał!... Ale przy pomocy Włoski będę miał wszystko, córkę i majątek!...
I, uśmiechając się do tej ponętnej przyszłości, pokrzepiony tym słodkim widziadłem, Prosper zabrał się do roboty.
Resztę dnia upłynęło, nie sprowadziwszy wypadków, godnych przedstawienia ich czytelnikom.
Za powrotem po godzinnej nieobecności, poświęconej na kupno ubrań żałobnych, Julia Tordier i córka dokończyły roboty, rozpoczętej przez Prospera, i po napisaniu wszystkich adresów, młodzieniec zabrał listy i zaniósł je na pocztę.
Bardzo byłby rad już nie wrócić, ale nie mógł się oprzeć naleganiom Garbuski, która go pragnęła mieć na obiedzie.
Obiad przygotowany był z szybkością restauracji o godzinie szóstej punktualnie i składał się z wytwornych potraw.
W takich okolicznościach Julia Tordier nie pamiętała o swym skąpstwie.
O godzinie wpół do ósmej wieczorem Prosper znalazł sposób, dla opuszczenia ulicy Anbry, obiecując naturalnie, że wróci nazajutrz przed eksportacją ciała.
Czym prędzej podążył do Józefa Włosko, który nań oczekiwał w umówionej kawiarni.
Dawny dependent od notariusza, zjadłszy obiad melancholijnie sam, wychylał kufle piwa i palił papierosy, czytając w dzienniku wieczornym opis znalezienia trupa doktora Reynier na bruku ulicy Sainte-Croix-de-la-Bre-