Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/134

Ta strona została skorygowana.

Cynizm pięknego chłopca dorównywał cynizmowi Garbuski, której dusza potworniejsza była od ciała.
— Będziesz pan myślał czasem o mnie? — mizdrzyła się doń Garbuska.
— Cóż znowu! — odpowiedział — jakżebym nie miał ciągle myśleć o tej, która mnie obsypuje taką dobrocią.
Odgłos dzwonka przerwał rozmowę.
Julia odprowadziła Prospera do sali jadalnej i poszła otworzyć drzwi.
Posłaniec oddał jej list, a po za nim już się ukazali żałobnicy, niosący trumnę.
Prosper skinął na nich i zaprowadził ich do pokoju nieboszczyka.
Helena, klęcząca przy łóżku, powstała raptownie.
Widząc ludzi, ubranych czarno, z których jeden miał na ramionach trumnę z drzewca białego, czuła się bliską zemdlenia.
— Mój ojcze!... mój biedny ojcze... żegnaj! — wyjąkała, załamując ręce.
I, nachylając się nad bladą twarzą nieboszczyka, ażeby go po raz ostatni ucałować, prawie straciła przytomność.
Komiwojażer skorzystał z tej chwili osłabienia dziewczęcia, ażeby ją pociągnąć do salonu, dokąd też weszła i Garbuska.
— Trzeba zostać tutaj — rzekła jędza tonem rozkazującym. — Po co sobie psuć krew... jeszcze się rozchorujesz... a ja już tyle rzeczy mam na głowie...
Helena rzuciła na matkę bolesne spojrzenie, ale się nie sprzeciwiła.
Julia podchwyciła, zwracając się do Prospera i pokazując mu list, który tylko co przyniósł listonosz.
— Znów jeszcze jeden kłopot. Służąca moja pisze z Troyes, że nie będzie mogła wrócić do służby... Prosi