Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/137

Ta strona została skorygowana.

tymi, ze zbielałymi wargami, poskoczyła ku żałobnikom, wrzeszcząc:
— Zamknijcie to pudło! Zamiknijcie je prędko! Ja tak chcę! Ja każę!
Pani Gobert nie miała siły zapanować nad sobą.
— Świętokradztwo.. Świętokradztwo!... — zawołała z oburzeniem. — Mówić tak przed trumną... co za wstyd!
Garbuska, pieniąc się ze złości, rozszalała, znów powtórzyła:
— Zamknijcie! zamknijcie! Ja tylko sama mam prawo rozkazywać! Co do państwa — mówiła dalej, zwracając się do siostry męża i do Lucjana — wpuściłam was do swego domu, nie przypuszczając, że się zechcecie tu rządzić, jakby u siebie! Otóż dowiodę wam, że ja tylko jestem tutaj pani! Wyjdźcie z tego pokoju i z tego domu!
— Chodź, chodź, moja matko — rzekł Lucjan, zbladłszy i zaledwie powściągając gniew — zaczekamy na ulicy...
— Julio Tordier, wdowo po moim bracie, którego byłaś złym duchem, wszystko ci to nie przyniesie szczęścia, przepowiadam ci! — rzekła pani Gobert, zmierzając ku drzwiom.
I znikła wraz z synem.
Helena, klęcząc w pokoju, szlochała, twarz ukrywszy w dłoniach.
Żałobnicy zdumieni niezwykłą sceną, jaka się odegrała w ich oczach, zaczęli przybijać wieko trumny.
Na ulicy, przed bramą Nr. 7, zebrało się dość dużo ludzi, zaproszonych i ciekawych.
Dziwiono się, że brama nie była obitą kirem.
Dziwiono się, że zwłoki nie były wystawione.
Karawan podjechał.
Był to, jak wiemy, karawan ostatniej klasy.
Nikt za nie wątpił, że wdowie pozostał duży majątek.