Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/138

Ta strona została skorygowana.

— Taki pogrzeb, jak dla jakiego biedaka!... A to człowiek bogaty! Czy podobna! — mówili jedni.
A inni odpowiadali.
— Garbuska jest ze skąpstwa znana! Żałowała pieniędzy, na pogrzeb... Chce pochować męża, byle pochować... O, to łotrzyca prawdziwa!
Godzina mijała.
Wśród tych gromadek jakiś człowiek przesuwał się milcząc, nadstawiając uszu.
Był to Józef Włosko.

XXVIII.

Nareszcie z bramy domu wyniesiono trumnę.
Za nią ukazały się natychmiast Garbuska z córką.
Helena zaledwie trzymała się na nogach. Płacz jej był przejmujący.
— Biedna mała — szeptano w tłumie. — To córka tej złej kobiety. Doprawdy, godna pożałowania...
Julia Tordier i Helena stanęły zaraz za karawanem.
Dalej za nimi Lucjan z matką, po czym następowali zaproszeni.
Orszak dążył do kościoła.
Z kościoła miano się udać na cmentarz Montparnasse.
Helena chwiała się za każdym krokiem.
Pani Gévignot, przełożona pensji w Boissy-Saint-Leger, przybyła właśnie w chwili, gdy orszak wyruszył z przed domu nieboszczyka, i, wyszukawszy wzrokiem swą wychowankę, zbliżyła się do niej mówiąc:
— Oprzyj się na mym ramieniu, drogie dziecko.
Helena, usłyszawszy głos pani Gévignot, doznała pewnej ulgi w swej boleści.
Wydało się jej, że już nie jest samą.
Czuła nad sobą opiekę, z wielką wdzięcznością wsparła się na nadstawionym ramieniu.